No jestem i po Orkonie, a nawet po wstępnym ogarnięciu się po nim i początku szaleństwa jakim jest sezon urlopowy w pracy.
Koniec końców uszyłam (dzięki olbrzymiej pomocy Mamy) orkonową bliaut. Uwielbiam ją. Długa, z rozciętymi rękawami i sznurowana po bokach. Czerwona, wykończona granatową koronką i kordonkiem oraz zieloną aksamitką i złotym sznurkiem. Oczywiście parę elementów wykonałabym teraz inaczej, ale i tak jestem nią zachwycona. Idealnie sprawdziła się w terenie i na lokacji chociaż, przyznaję, poruszanie się w niej i nie potykanie było pewnym wyzwaniem. Siedzenie tak, by nie podeptać rękawów również. 😉
Na konwent wzięłam pełen zestaw szydełek, nici i włóczek, ale po skończeniu sukni zajmowałam się głównie poprawkami cudzych strojów. Przyszywałam tasiemki, naprawiałam buty, łatałam spodnie… Dla siebie zrobiłam tylko szydełkową sakiewkę na szekle (walutę orkonową) i ozdobiłam haftem (ściegiem dzierganym) kaletkę, którą uszyła mi mama. I jedna i druga bardzo się przydały.
Tak jak przed wyjazdem moje wieczory i noce kradła suknia, po powrocie jej miejsce zajęło przygotowywanie prezentu dla mojego Piotra. Bardzo długo zastanawiałam się co mu podarować na urodziny, ale do głowy przychodziły mi tylko elektroniczne gadżety. Musiałabym chyba sprzedać nerkę i kawałek wątroby. 😉 Ostatecznie posiłkując się odrobinę maszyną (wciąż pokracznie mi to wychodzi…) uszyłam z płótna i futerko-podobnej tkaniny “potworną” sakiewkę, czyli woreczek na kości do gry w kształcie strasznego acz udomowionego stwora. Kostki wkłada się przez uzębioną paszczę. 😉
Pierwszy raz wykorzystałam do swoich robótek fimo, masę polimerową z której można wyczarować prawdziwe cuda. Ja stworzyłam cały arsenał zębów. 😉 Zdjęcia będą na 100%!
Poza tym po raz kolejny doszłam do wniosku, że potrzebny mi warsztat. Z dużą szafą i półkami. I stołem. Zalewa mnie lawina nici, włóczek i kordonków; atakują szydełka, druty i igły. Do laptopa przedzieram się przez pudła, grzęznę w fimo, a na głowę sypią się książki. Niedługo ścinki i ciuchy do końca opanują łóżko i będę się musiała wynieść. 😉