Niech nikt nawet nie próbuje mnie wyleczyć. Kocham ten stan. W głowie kłębi się włóczka, ręce nie mogą przestać dziergać, a wzrok nie widzi świata poza przesuwającymi się oczkami. Serio, nie potrzebuję żadnych odwyków. Wciąż jeszcze wyrabiam się do pracy i jestem tam zadziwiająco produktywna. Dom nie lepi się od brudu (no, powiedzmy), głodni nie chodzimy i nawet zdarza mi się przesypiać te 5 godzin. Nie, nie potrzebuję żadnych leków. Chyba, że macie w apteczkach dodatkowe godziny. Przyjmę każdą ilość i popiję suto. Alpaką.
Międzynarodowy Dzień Publicznego Dziergania 2016 – moja relacja
Właściwie tytuł powinien brzmieć “Moja spóźniona relacja”, ale nie bądźmy drobiazgowi. 😉
Było super! Serio. Może ryzykuję tym stwierdzeniem, ale po hucznych obchodach 2013 roku i kolejnych dwóch skromniejszych latach, 2016 przyniósł czystą dzierganiową zajebistość, fajerwerki, brokat i jednorożce. No dobra, wiem, że tam byliście i nie brokat tylko czaszunie (te na markerach Miss Knitski), nie jednorożce, a stada ośmiorniczek dla wcześniaków i nie fajerwerki, lecz salwy śmiechu, ale poza tym chyba jesteśmy zgodni, że to była najlepsza warszawska edycja Międzynarodowego Dnia Publicznego Dziergania ever. Wiem, że trochę kazałam wam czekać na te słowa (i zdjęcia), bo życie i w ogóle, ale ja chcę jeszcze raz!
Międzynarodowy Dzień Publicznego Dziergania 2016 – zapraszam!
Cześć Kochani! Szaleństwo totalne! Już jutro, 18 czerwca, będziemy świętować Międzynarodowy Dzień Publicznego Dziergania 2016! Prawdopodobnie już wszyscy wiecie z Facebooka, albo wyświetliła wam się gdzieś strona wydarzenia, ale blog, biedaczek, trochę osierocony i trzeba mu dać odrobinę miłości, choćby tak krótkim postem.
Arielka z Oceanu Aade Long – bezproduktywny kwiecień na sterydach
Cóż, to nie był najszczęśliwszy miesiąc dla rękodzieła. W zdecydowanej większości przechorowany i zapracowany nie dał mi szansy na oddech, a co dopiero na kreatywne odloty. Myślałam, że wykorzystam pierwsze od lat zwolnienie lekarskie na dziewiarskie ekscesy, ale niestety wirus miał inne plany. Pokonał mnie totalnie i musiałam się ograniczyć do kończenia tego co pozaczynane. Tak to w tych krótkich chwilach między kichaniem i atakami kaszlu udało mi się zdjąć z drutów chustę z cieniutkiej estońskiej wełny artystycznej Aade Long w kolorze Ocean.
Mój pierwszy sweter – różowy w serca
Będziecie pod wrażeniem i pewnie mi nie uwierzycie. Widzieliście moje blogowe zdjęcie profilowe? To w różowym swetrze w serca? To mój pierwszy własnoręcznie wydziergany na drutach sweter. Ba, nie tylko go wydziergałam, ale i zaprojektowałam. Zieloną dziewiarką będąc po prostu złapałam byka za rogi. Serio. Nikt mi nie wierzy, bo sweter, a właściwie swetro-sukienka wygląda bardzo profesjonalnie i kiedy sobie tak na nią teraz patrzę to moje poletko narcyzów kwitnie. I łapię głupawkę totalną, bo przypomina mi się jak wtedy nic nie wiedziałam o ażurach i o życiu.