1. Geny.
Część swoich krawieckich umiejętności jako córka utalentowanej rękodzielniczki musiałam wypić z mlekiem matki. Serio. W czasach kiedy Mama szyła na co dzień, mnie albo nie było na świecie, albo byłam tak malutka, że nie mam prawa pamiętać. Od pierwszego włączenia maszyny jednak mam poczucie permanentnego déjà vu. Nie mam pojęcia skąd, ale po prostu wiem jak się niektóre rzeczy robi. No i jestem przekonana, że to właśnie dzięki genom poczułam zew szycia. 😉
2. Pierwszy krok.
Bo ten właśnie był dla mnie najważniejszy. Czasem sama muszę sobie o tym przypominać, ale wiem, że nie ma co poddawać się lękom i myśleć o rozpoczęciu szycia tylko trzeba zacząć. Bez tego ani rusz. Jeszcze nikt nie uszył niczego bez rzeczywistego zabrania się za szycie*.
3. Internet.
Mówią, że nic nie zastąpi porady doświadczonego mistrza krawiectwa, ale jeśli nie mamy takiego akurat pod ręką zawsze możemy sięgnąć do wirtualnego worka bez dna. Blogi, fanpage’e i grupy Facebookowe, fora, strony tematyczne, YouTube, Instagram, Pinterest… i po prostu – przeglądarka. Wszystkie one są prawdziwym skarbcem informacji o technikach i historii krawiectwa, oraz prawdziwą świątynią inspiracji. Wszycie krytego zamka? Klik. Wolicie po angielsku? Klik. Wiadomo, trzeba uważać, by się w tę sieć trwale nie zaplątać i zamiast bicia pokłonów przed robótkowymi bogami od czasu do czasu samodzielnie coś uszyć, ale kopalnią wiedzy Internet jest świetną. Trzeba się tylko nauczyć wyszukiwać w niej złoto.
4. Gadżety i jeszcze więcej gadżetów.
– Z tej Ani to jest straszna gadżeciara – ponoć przed Świętami powiedziała moja Mama, kiedy przeczytała mój “list do Mikołaja” i muszę przyznać, że miała rację. 🙂
Długo by pisać o wszystkich moich akcesoriach krawieckich i coś czuję, że kiedyś powstanie o nich osobny wpis, ale wspomnę tylko, że nie wyobrażam sobie bez nich życia. Taka stopka do wszywania zamka krytego kompatybilna z systemem Matic, na przykład. Przed pojawieniem się tego małego metalowego kwadracika wszywanie zamków spędzało mi sen z powiek. Montowanie jej plastikowej poprzedniczki było czasochłonne, a teraz ziu… i jest zrobione. Tak, wiem, można szyć bez tych wszystkich bajerów, ale po co?
Plastikowa stopka do wszywania zamka krytego marzy o Maticu.
5. Korzystanie z produktu niezgodnie z przeznaczeniem, czyli stopka do ściegu krytego.
Tej śmiesznej stopce z plastikowym, poruszanym kółkiem ogranicznikiem należy się osobny podpunkt. Szczerze mówiąc, używam jej głównie do szycia w równej odległości od krawędzi materiału, albo do równego stebnowania w lub obok szwów konstrukcyjnych. Jest po prostu wspaniała i nieprawdopodobnie ułatwia pracę.
Szyjemy sobie z Matyldą zasłonkę do kuchni.
6. Stół.
Kiedy ponad rok temu kupiłam Matyldę, moją maszynę do szycia SilverCrest, poza podłogą, niskim stolikiem kawowym i blatami w kuchni nie mogliśmy się w naszym domu pochwalić żadną twardą powierzchnią płaską i poziomą do jej postawienia. Nie miałam gdzie przystawić krzesła, gdzie rozłożyć tkanin… Nie było mi zbyt wygodnie, a na samą myśl o bolącym kręgosłupie wręcz odechciewało mi się szyć. Kupienie ikeowskiego Nordena z opuszczanymi blatami ruszyło moją szyciową machinę do przodu. Nie jest idealny, ale jest. Stoi, a moja Silverka śmiga jak marzenie.
Mój mini warsztat w salonie dawno temu przed przemeblowaniem. Może kiedyś znowu będę miała tak ładnie. 🙂
7. Podkładka pod maszynę z kieszeniami.
Nie mam w domu warsztatu z prawdziwego zdarzenia i jeśli nie pozbieram akcesoriów przed szyciem to potem muszę ich szukać w tych wszystkich pudełkach i szufladach. Komfort szycia podskoczył mi o 100% kiedy uszyłam sobie podkładkę pod maszynę. W pojemnych kieszeniach mam stopki, prujkę, nożyczki i inne najpotrzebniejsze rzeczy, a przypięta poduszeczka na szpilki zawsze jest pod ręką. Uszyjcie sobie podobne. Polecam!
8. Żelazko.
Może kogoś teraz zgorszę, ale żyłam dwa lata na swoim bez żelazka i nie umarłam. Ba, nawet chodziłam niewymięta, bo sporo czasu i energii zużyłam na rozpracowanie instrukcji do pralki (“program niegniotący”! <3) i najbardziej optymalnej metody rozwieszania ubrań. Przy 100% bawełnie konieczności równego odrysowywania wykrojów i zaprasowywania szwów bez żelazka obejść się jednak nie da. Z odsieczą przyszła Mama, która sprezentowała mi pięknego niebieskiego Holendra i jest bosko. Jeszcze dokupię sobie kiedyś deskę do prasowania i może poczuję się dorosła. 😉
Mini warsztat salonowy w czasie szycia czerwonej petticoat i armia moich robótkowych pomocników. Matyldy chyba nie muszę wam przedstawiać. 😉
Ceraty wygrane w konkursie oleado.pl są tak cudne, że aż boję się je kroić.
Ceraty wygrane w konkursie oleado.pl są tak cudne, że aż boję się je kroić.
9. Papier do pieczenia z Lidla.
Półprzezroczysty, mocny i szeroki, więc świetnie nadaje się do odrysowywania wykrojów. Pocięty w paski można podkładać pod stopkę przy szyciu dzianin. Normalnie czad. Będę jeszcze testować półpergamin, ale póki co to mój ulubiony papier w szyciowym warsztacie.
10. Zakupy online i zamówienia zbiorowe.
Taniej niż w sklepach, wygodniej, dostarczają pod nos i trzeba myśleć już tylko o tym co z tych zakupionych kilometrów szyć. Uwaga, uzależniają!
*******
11. Dekatyzacja.
Dowód na to jaki pranie ma wpływ na szycie dostałam przy okazji szycia pochmurnych poduszek dla Dominiki. Rytuał dekatyzujący tuż po kupieniu nowej tkaniny był dla mnie zawsze świętością i założyłam, że wszyscy mają do niego podobny stosunek. Cóż, byłam zbyt ufna i dostałam nauczkę w postaci dosztukowywania bawełnianych obłoczków. Pamiętajcie, naturalne tkaniny się kurczą i mogą farbować. Kropka. Nienaturalne mogą zmienić kształt i również tracić farbę. Kropka. Lepiej żeby się skurczyły i farbowały zanim, już jako elementy gotowych ubrań, wrzucimy je do pralki.
12. Nóż krążkowy i mata do krojenia.
Prawdziwa rewolucja, którą dostałam w gwiazdkowym prezencie od Rodziców i Babci. Póki co tnę bawełny, ale planuję się również zabrać za tiul i dzianiny. 🙂
*******
No i z 10 rzeczy wyszedł mi tuzin. 😉
Post zainspirowany notką Zapomnianej Pracowni, która inspirowała się Zygzakiem. 😉 Widzicie jaki Internet jest fajny? 😉 Sam temat zinterpretowałam nieco inaczej niż dziewczyny, ale tytułowe rzeczy zaczęły mi pączkować i postanowiłam tekst trochę podzielić. (tak, będzie kontynuacja). Oczywistych oczywistości tu nie zamieszczałam, bo niektóre kwestie zawsze były dla mnie jasne. Wiecie, geny. 😉
*Edit: nie dotyczy mistrzów Jedi i innych istot potrafiących sterować rzeczywistością za pomocą własnych myśli.
Post świetny, ale ostatnie zdanie rozbawiło mnie niesamowicie! 😀
Powinnam w genach mieć bezproblemowe szycie… Jednak matka natura zadecydowała inaczej i muszę się uczyć na błędach! Nie poddaję się! 🙂
Fajny post 🙂 U mnie z genów to powinnam buty robić, bo mama z zawodu wyuczonego jest obuwnikiem, choć teraz w zawodzie nie pracuje. Ja z kolei jestem technikiem usług fryzjerskich i też zajmuję się zupełnie czymś innym.
Serdecznie pozdrawiam :))
Wspaniałe pomysły, a stół mam podobny z tą różnicą, że są regały a nie szuflady 🙂 Pozdrawiam
Co racja to racja, geny do mojej krawieckiej pasji też się chyba przyczyniły 🙂 A stopkę do ściegu krytego też tak kiedyś wykorzystywałam 😀
Ja wpadłam na ten myk ze stopką zupełnie przez przypadek – po prostu nie wiedziałam do czego służy i wyglądała mi na stopkę do szycia przy krawędzi. 😉
Początkowo jedna z kieszeni podkładki przeznaczona była na ścinki właśnie, ale większość i tak lądowała na podłodze, więc w kieszeni wylądowały stopki, a ścinki lecą do materiałowego kosza, który w czasie szycia stawiam przy taborecie. 🙂
Również marzę o overlocku, ale jest w planach za 2-3 lata. Manekina będę pewnie robić niedługo. Kilka rolek srebrnej taśmy już mam. Czekam tylko aż moja Siostra znajdzie czas by mnie nią okleić. 😉
Cieszę się, że Ci się post podoba. 🙂
Punkt nr 5- dlaczego ja na to nie wpadłam? przecież to takie oczywiste!
Stół świetny, też by mi się taki przydał. Ja szyję przy biurku w sypialni, biurko stoi zamiast szafki nocnej. Ten ikeowski stół byłby chyba lepszy bo ma szufladki ale ja nie miałabym go jak u siebie wcisnąć.
Taka podkładka z kieszeniami też dobra rzecz, do jednej kieszonki można wrzucać odcinane nitki i ścinki.
A o macie i nożu to i ja marzę, i jeszcze o manekinie i overlocku i … ach dużo by wymieniać..:-) Świetny post!
No i nieświadomie przyczyniłaś się do umeblowania mojego nowego mieszkania, bo pokazany stół idealnie spełnia moje potrzeby (tak konkretnie to Mojego Mężczyzny, ale nie bądźmy drobiazgowi).
Co do szyciowych rzeczy zmieniających wszystko to wiele z nich znam z autopsji i świata drutowego, a reszta zainspirowała mnie i rozbawiła 🙂