Nie jestem zwolenniczką zabijania zwierząt na futro i czułabym się wyjątkowo nieswojo nosząc na szyi lisa, zwłaszcza, że większość z nich ma te przerażające szklane oczy… Jest jednak coś niesamowicie eleganckiego i pełnego retro-czaru w lisich otulaczach.
Na początku zeszłego roku, kiedy zima zaatakowała Warszawę gwałtownymi atakami śniegu i temperaturą sporo poniżej zera zamarzyłam o etoli z lisa. Ponieważ bardzo lubię kiedy moje marzenia się spełniają postanowiłam wziąć sprawę w swoje ręce i zrobiłam ją sobie sama. I żaden lis nie ucierpiał przy produkcji. 🙂
Szalis, bo tak został ochrzczony, ma 2 metry długości od nosa do końca ogona i został w całości wykonany z włóczki, zrobiony na drutach, wyszydełkowany, haftowany i zszyty. Ma oczy z guzików, lekko oklapnięte uszy, białe podgardle i brzuszek, długie koślawe łapy z ostrymi pazurkami i czarnymi poduszeczkami na łapach. Jego futerko i ogon zrobione są z grubszych, częściowo wełnianych włóczek, jasnorudej Olivii Classic (kolor 53126, 25% wełna, 75% akryl, 100g=250m) i ciemnorudej Alpiny (kolor 52037, 20% wełna, 80% akryl, 100g=147m). Łapy, brzuch, końcówkę ogona i częściowo pyszczek wydziergałam z nieco cieńszej włóczki Baśka (30% wełna, 70% akryl, 100g=360m) w kolorze grafitowym i białym.
Szalis jest już ze mną rok i grzeje po prostu cudownie. Poza tym, która dama nie chciałaby chodzić w tak szykownej etoli?
Obiecałam Szalisowi, że wiosną będę go zabierać na spacery, a latem przygotuje mu posłanie w szafie z ręcznikami. Zawsze możesz go odwiedzać. 😉
Szalis na żywo wygląda zabójczo. Fajnie, że idzie wiosna, ale to jednocześnie oznacza, że wyląduje w szafie, a tak fajnie go czasem zobaczyć. 🙂
Dziękuję bardzo! 🙂
Super ten szalis. Szkoda, że nie można go kupić.