Śmierć Szydełek, jest mniejszy niż jego kuzyn Śmierć Szczurów, a większy od swojego brata Śmierci Pcheł. Ma 3,5 cm wzrostu (bez kaptura). W przeciwieństwie do Śmierci Szczurów, który mówi tylko WIELKIMI LITERAMI, Śmierć Szydełek wyraża się półsłupkami, słupkami i oczkami łańcuszka. Jest raczej nieśmiały. Mdleje na widok krwi. Lubi rozmawiać ze swoim odbiciem w lustrze. 😉 Podobnie jak jego krewniacy za to nigdzie nie rusza się bez swojej kosy.
To, że go tutaj widzicie po przeczytaniu pesymistycznego posta o śmierciogłówce znaczy, że wygrałam ze Śmiercią. Jest. Mała, “śliczna”, z kapturem i wielką kosą.
Co prawda musiałam śmierciogłówkę trochę przerobić, ale teraz jest nawet lepiej.
Koniec końców czarną mulinę na płaszcz i kaptur robiłam sama z czterech oddzielnych cienkich nitek odwiniętych ze zwykłej bawełnianej szpulki. Plątały się strasznie, ale wyszło jak miało być.
Oczywiście podobnie jak w przypadku śmierciogłówki nie mogłam się trzymać szablonu z książki pani Haden. Gdybym szydełkowała zgodnie z książkowymi wytycznymi korpus byłby sporo mniejszy, a kaptur zapewne nigdy by nie powstał, bo opis jego wykonywania był dla mnie zupełnie nieczytelny. Zrobiłam po swojemu i jestem zadowolona.
Jeśli chodzi o kosę to w oryginale jest zrobiona z masy polimerowej, ale ja ponownie posłużyłam się szydełkiem. Gotowe ostrze zrobione z czterech skręconych szarych nitek przymocowałam do wykałaczki, zabezpieczając wszystko “Kropelką”.
Krótko mówiąc – WYGRAŁAM! 🙂 I na wszelki wypadek nie będę ponownie podchodzić do tematu. 😉
Śmierć dostanie się mojej Kasi w ramach wcześniejszego prezentu mikołajkowego. Możecie Jej zazdrościć. Ja zazdroszczę. 😛
Potrzebne były: mulina, nitka, wata, koraliki, wykałaczka, klej “Kropelka”