Jakim trzeba być pechowcem, by pojechać do sklepu bławatnego po konkretny wymarzony materiał na kieckę i być zmuszonym do obserwowania jak ta właśnie tkanina jest W CAŁOŚCI wykupywana. 10 i pół metra cudownej błyszczącej bawełny w czerwone usta nawiniętej na belkę krzyknęło “Adieu!” i zamknęło za sobą drzwi. Został jedynie niewielki skrawek upięty na sklepowym manekinie.
– 1,5 metra na pewno starczy na spódnicę z koła – powiedziała wskazując w jego kierunku jedna z pań bławatnych.
– Nie starczy – uśmiechnęłam się krzywo. – Potrzebuję dwóch metrów.
– Ależ na pewno starczy – kusiła.
– Na krótką biodrówkę pewnie tak – odpowiedziałam, bo nie ze mną te numery. – Ale na to co zaplanowałam mi nie starczy.
Podziękowałam i wyszłam ze sklepu, by obdzwonić wszystkie sklepy z tkaninami, które mogły być czynne o tej nieprzyzwoitej godzinie jaką jest 17:30 po czym zrobiłam się jeszcze bardziej smutna.
Co zrobić? Pin Up & Burlesque Party już w sobotę, czerwony tiul na halkę zamówiony, a ja nie mam pasującego materiału na spódnicę. Wróciłam do sklepu i zaczęłam się rozglądać.
Co zrobić? Pin Up & Burlesque Party już w sobotę, czerwony tiul na halkę zamówiony, a ja nie mam pasującego materiału na spódnicę. Wróciłam do sklepu i zaczęłam się rozglądać.
– Mamy jeszcze praktycznie identyczny materiał, ale w czarne usta – zaczepiła mnie druga pani bławatna.
– Tak, widziałam i dotykałam, ale to coś zupełnie innego.
– Jak to innego? Piękny materiał ubraniowy. Świetnie się nada na spódnicę z koła.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Wspomniana tkanina miała bardzo podobny wzór, ale była znacznie cieńsza, prześwitywała wręcz błagając o podszewkę, a na dodatek wyglądała na gniotliwą. Właściwie niczym nie przypominała lśniącej, dość grubej bawełny z którą musiałam się wcześniej pożegnać.
– Powiedziałabym, że mi przypomina bardziej batyst – wypaliłam zanim zdążyłam ugryźć się w język.
– Batyst? – wysyczała z oburzeniem. – Obok batystu to nawet nie leżało! No chyba, że w naszym sklepie.
Cudem powstrzymałam się od skomentowania i ruszyłam między belki na dalsze poszukiwania.
– Mamy taki sam gatunek, ale czerwony i w inny wzór – podbiegł do mnie jedyny pan bławatny. Domyśliłam się, że chodziło o tkaninę tego samego gatunku co moje wymarzone usta.
– Czerwony w jaki wzór? – zaciekawiłam się.
– W gwiazdki – odpowiedział, a mnie oczy aż się zaświeciły.
Po chwili wrócił z nie czerwoną a bordową belką w kropki i nie w gwiazdki a skrzyżowane pary igieł. Jak znalazł gdybym planowała podszewkę do płaszcza, albo męskiej marynarki.
– No, nie do końca to o co mi chodziło – uśmiechnęłam się, bo przecież miał dobre chęci i raz jeszcze obeszłam wszystkie półki. Po kolejnej pół godzinie zastanawiania i kojącym telefonie do Mamy byłam już w drodze do domu. Z 2 metrami pięknej granatowej bawełny przeplatanej białą nitką. Jest już uprana i czeka na skrojenie, a ja następne zakupy tkaninowe zrobię przez Internet.
O, Zosiu, odpisywałam Ci i nie wiem czemu się nie opublikowało. W międzyczasie miałaś okazję zobaczyć jak się historia skończyła, ale usta i tak sobie uszyję. Jak tylko w sklepie pojawi się nowa belka rzucam się na materiał. 🙂
Nie mogę się doczekać jak skończy się ta historia! A czerwone usta proszę uszyć i mi pożyczać! 🙂