“A kto ci w ogóle na to przyjdzie?”, “A kto ci w tym pomoże?” – takie głosy słyszałam najczęściej, kiedy zdecydowałam się zorganizować spotkanie robótkowe z okazji Międzynarodowego Dnia Publicznego Dziergania 2013. Właśnie z powodu takich uwag nie zaprosiłam was do wspólnego robienia na drutach i szydełkowania już w zeszłym roku. Szumiały mi w uszach za każdym razem kiedy wspominałam o tym święcie i zabijały wiarę w siebie. Tym razem postanowiłam je po prostu zignorować.
Czy się denerwowałam? Oczywiście. Czy w trakcie przygotowań miałam ochotę wszystko odwołać? Ani przez chwilę. Największą trudnością była dla mnie praca w jednoosobowym “zespole”. Musiałam być równocześnie szefową, jak i swoją własną asystentką, marketingowcem, rzecznikiem prasowym i zwykłym robolem, takim od taszczenia (kto widział moje torby na Polach Mokotowskich, ten wie). Musiałam działać i równocześnie sama się mocno trzymać w garści. Popełniłam po drodze mnóstwo błędów, ale ponoć na błędach się człowiek uczy, więc wykorzystam tę wiedzę w przyszłym roku. Najważniejsze jest dla mnie to, że mimo tych wszystkich niedociągnięć wszyscy naprawdę fajnie się bawili! No, ale po kolei…
Piątek pełen farb i przygotowań
Dzień poprzedzający event mój jednoosobowy zespół spędził pod znakiem zapinania wszystkiego na ostatni guzik.
Rano zadzwoniła do mnie Dagmara Kowalska z RDC z zaproszeniem do jej porannej audycji “Dzień dobry weekend”. Miałyśmy rozmawiać o Międzynarodowym Dniu Publicznego Dziergania oraz renesansie rękodzieła i radości jaka płynie z tworzenia pięknych rzeczy. Dagmara poprosiła mnie bym zabrała ze sobą dwie osoby, które podobnie jak ja zajmują się dzierganiem. Kiedy tylko wyszłam z szoku jakim było zaproszenie do studia od razu pomyślałam o moich koleżankach – JoAnnie Ganszyniec i Marcie Jurek. Teraz pozostało je tylko przekonać, by bladym świtem w sobotę spotkały się ze mną przed siedzibą RDC na Myśliwieckiej. Nie musiałam ich długo namawiać. 🙂
Kiedy tuż za rogiem czekała radiowa kariera przede mną piętrzyła się jeszcze sterta rzeczy do zrobienia. Transparent eventowy i koszulka z logiem aeR made do przygotowania, pytania uczestniczek eventu do odpowiedzenia i “drobne” zadanie od chłopaka, któremu nie sposób odmówić, czyli 6 metrów zwojów z runami do namalowania na niedzielnego larpa magowego organizowanego przez Wawa LARP. Kiedy w środku nocy kładłam się spać nie wierzyłam, że dam radę wstać o 6:30, by zdążyć dojechać do radia.
Sobota zaczyna się od radia
A jednak się udało. JoAnna i Marta czekały już na mnie przed siedzibą RDC. Pogoda była jak marzenie, dziewczyny uśmiechnięte, a ja lekko podenerowana. O 8:00 pojawiła się Dagmara, która zaprowadziła nas do studia i rozsadziła na wygodnych fotelach przed mikrofonami. Potem zabrzmiał dżingiel i zaczęło się.
Naprawdę nie wiem kiedy ta godzina minęła! Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zdążyłam zareklamować mojego bloga! Było przy tym tak miło, że gdyby nie mikrofon, który non stop widziałam kątem oka czułabym się jak z koleżankami na kawie. Nie mogę wam niestety podesłać linka do tej rozmowy, więc żałujcie, jeśli nie słuchaliście nas rano w sobotę. Wspomnę tylko, że Dagmara chyba nigdy nie zapomni, iż szydełkiem można również wydłubać mózg przez nos, a druty świetnie się sprawdzają w roli garoty. Nigdy nie zadzierajcie z dziewiarką!
Na Polu Mokotowskim przynoszą drinki prosto do kocyka
Godziny między wizytą w RDC, a rozłożeniem mojego koca w umówionym miejscu na Polu Mokotowskim pamiętam jak przez sen. Okazało się, że nie mam jak przyczepić event’owego baneru do kija, więc pozostało mi wymyślenie i zmajstrowanie stojaka (mój jednoosobowy zespół, jak widzicie, ma również złotą rączkę). Kiedy zapakowałam wszystkie rzeczy do niebieskiej torby ikeowskiej myślałam, że jej nie uniosę. Mój sweter i włóczki do dziergania, saszetka z najpotrzebniejszymi rzeczami, zapasowe włóczki, druty i szydełka, dla przypadkowych osób, które chciałyby do nas dołączyć, woda, koc, plakat… Kiedy na drugie ramie założyłam jeszcze torbę z aparatem poczułam się wielbłąd i tak obładowana ruszyłam na prawie 2-kilometrowy [1] spacer. Musiałam w trakcie marszu stracić przytomność, bo nic z tej trasy nie pamiętam. Może to i dobrze. 😉
Kilkanaście minut przed 12-tą zmęczona, ale szczęśliwa, że żyję rozłożyłam swój kocyk, rozstawiłam plakat, wyciągnęłam włóczki i zaczęłam dziergać swój sweter. Pogoda była przepiękna! Słońce świeciło, wiał lekki wiatr, który rozwiewał krople wody z fontanny i co jakiś czas na skórę opadała przyjemna mgiełka. Wokół zaczynało robić się tłoczno. Coraz więcej ludzi pokazywało sobie mój plakat palcami, ale nigdzie nie widziałam moich dziewiarek. Koło 12:30 pojawiła się Natka, trochę po niej Marta. Siedziałyśmy, gadałyśmy, Marta zaczęła uczyć Natkę frywolitek, panowie roznosili zimne drinki [2]…
Kiedy już pogodziłam się z faktem, że będzie nas tylko 3 znikąd pojawiła się Wioletta.
– A bo my tu mamy taki event, a widzimy, że wy, dziewczynki, tu tak same dziergacie, to może byście do nas dołączyły – powiedziała.
– My tu też mamy event i to ja jestem organizatorką – odpowiedziałam wskazując na plakat, który jak wół stał na środku pagórka.
– A! To ty jesteś Ania! To chodźcie tam na schodki. Mamy ciacha!
Cóż zrobić, poszłyśmy.
Robótkowy szał i ciacha na kamiennych schodkach
Oczywiście nie było tak prosto. Najpierw musiałam zawiadomić wszystkich spóźnialskich, że siedzimy w nieco innym miejscu niż to było zaplanowane. Okazało się, że dziewczyny przyniosły krzesełka i mnóstwo jedzenia, i było im na kamiennych schodkach nad Jeziorkiem Mokotowskim po prostu wygodniej. Pojawiły się na Polach chwilę przede mną, rozsiadły wygodnie i nie widziały mojego plakatu (note: na przyszły rok przygotować większy, najlepiej stand na cztery strony świata). Nie chciały się potem ruszać z miejsca i w sumie się im nie dziwię. My dołączyłyśmy do nich.
Kiedy już towarzystwo się odnalazło, poprzedstawiało i najadło słodyczy popijanych “drinkami” rozpoczęło się zbiorowe dzierganie i spontaniczne warszaty. Dziewczyny, a w sumie przewinęło się ich prawie 20, robiły na drutach, szydełkowały, plotły bransoletki z koralików, wiązały frywolitki, podpowiadały sobie różne techniczne triki, uczyły się od siebie nawzajem, nawijały o sklepach, włóczkach, nitkach, swoim życiu, akcjach robótkowych w jakich biorą udział…
Bardzo fajnie reagowali na całe wydarzenie przypadkowi przechodnie. Podchodzili do nas, zadawali pytania, opowiadali ciekawe historie związane z dziwiarstwem. Jeden tata (na oko) siedmioletniej właścicielki najpięknieszych rzęs świata przytoczył historię z maturalnej klasy, kiedy to na lekcji fizyki wraz z koleżanką siedzieli przy ostatniej ławce i szydełkowali szalik. Pewien młody czaruś z kolei wyprosił od dziergających pań dwie sznurkowe bransoletki.
Wszyscy przekrzykiwali się nawzajem, pokazywali swoje robótki i co chwilę wybuchali śmiechem. Słowem, był to jeden radosny świergot i wybuch artystycznej energii, czyli wszystko to co jest celem Art Bombers Warsaw i to o czym marzyłam zapraszając was wszystkich na Międzynarodowy Dzień Publicznego Dziergania. Dziewczyny, bardzo wam dziękuję, że przyszłyście! Czuję się dzierganiowo spełniona! Przynajmniej na razie. 😉
A co w przyszłym roku? aeR‘owy KIP będzie jeszcze większy i fajniejszy. Sporo czasu mam jeszcze na doszlifowanie wszystkich kwestii, więc nic wam nie zdradzę. No, może poza tym, że wracając z Pól Mokotowskich znalazłam na trawniku czterolistną koniczynkę. Co może pójść nie tak? Będzie pięknie!
Poniżej wrzucam pierwszą porcję zdjęć event’owych. Działo się tak dużo i było tak gorąco, że nie zrobiłam tylu, ilu bym chciała, więc poprosiłam uczestniczki wydarzenia, by udostępniły mi swoje. Zdjęcia oznaczone karetą (^) pochodzą z aparatu Ani Ploch, pozostałe są moje. Wszystkie obrobiłam jeszcze za pomocą sprytnej aplikacji w moim telefonie. Może uznacie, że to niezbyt profesjonalne, ale taką miałam fanaberię. 😉
JoAnna i Marta dziergają przed siedzibą RDC. |
Z dziewczynami w studiu Dagmary Kowalskiej. Ale było fajnie! |
Ruszam na Pola. Całkiem spoko ta koszulka. 😉 |
Mój piękny event’owy plakat ze “stojakiem” wypchanym połową mojego dobytku (bez tego odlatywał). Tu jeszcze pierwotna lokalizacja przy fontannach. Miło było, ale dziewczyny wolały schodki. |
Obóz nad Jeziorkiem Mokotowskim. |
^ |
Niektórzy dziergać zaczynają bardzo młodo. ^ |
^ |
^ |
[1] Taką przerażającą odległość podają Google Maps’y.
[2] Tak się fajnie zdażyło, że akurat tego dnia Kampania Piwowarska zorganizowała na Polach akcję promującą nowy smak Redd’sa. Wszystkie panie były częstowane butelkami prosto z lodówki. Osobiście uważam, że grapefruit-ananas to ich najmniej udany smak ever, ale przecież nie odmawia się jak częstują. 😉
Niestety za daleko:)
Ale fajnie, że zorganizowałaś spotkanie. Szkoda, że raz w roku, może pomyślisz/pomyślicie o cyklicznych spotkaniach?
Aniu, dziękuję bardzo! Uwielbiam wszystko co jest ręcznie robione i uczę się wszystkich technik, kiedy tylko mam okację. Dodatki z koralików, hafty, frywolitki… Wszystkie fantastycznie można wkomponować w wydzierganie ubrania. 🙂
Bożenko, cieszę się, że się podobało. 🙂 A jeśli chodzi o miejscówkę to jest wszystko do przemyślenia, ale na pewno będą i ławeczki, i trawa i woda. 🙂
Zawsze możesz wpaść w odwiedziny. 🙂
Ależ świetna relacja 😀
Podoba mi się jak obrobiłaś zdjęcia.
Dziękuję za spotkanie i otwartość na inne dziergadełka niż tylko druty. Miło było Cię poznać Pozytywna Kobieto. Do zobaczenia!
Po takich akcjach to prawie zaczynam żałować, że już w Warszawie nie mieszkam;))
Było cudownie i uważam osobiście,że w przyszłym roku powinnyśmy się spotkać w tym samym miejscu…serdecznie pozdrawiam 🙂